Wiktoria urodziła się 7 sierpnia 2008 r. Dostała 10 pkt Apgara i wszystko było super, aż do momentu gdy oznajmiono nam że u Wiki jest podejrzenie Zespołu Downa.
Miałam wtedy 21 lat i był to dla mnie szok. Podczas ciąży lekarze mówili że wszystko jest w normie i nie ma się czym martwić więc po usłyszeniu takiej wiadomości byłam zła, zdezorientowana, czułam strach, nie wiedziałam co dalej będzie. Później było coraz gorzej….. Okazało się że musimy jechać do Legnicy na oddział neonatologii bo Wiki ma złe wyniki. Byłam tam sama gdy podszedł lekarz i powiedział że dziecko ma wodę w płucach i że ta noc będzie decydująca czy Wiki przeżyje. Mąż dojechał i ochrzciliśmy Wiktorię w szpitalu. Wiki przeżyła tą noc ale dalej było źle. Wysłali nas do Wrocławia na hematologie później na oddział intensywnej terapii. Okazało się że córcia ma ostrą białaczkę szpikową. Świat się zawalił…. Chciałam żeby ten koszmar wreszcie się skończył. Wróciłyśmy ponownie na hematologie. Wikusia była tak chuda i zarazem długa że pielęgniarki bały się brać ją na ręce. Miała przetaczaną krew dwa razy i w końcu, w końcu usłyszeliśmy to na co tak długo czekaliśmy….. wreszcie jest iskierka nadziei że będzie dobrze, że w końcu wrócimy do domu, że będziemy mogli cieszyć się że mamy dziecko jak wszyscy inni rodzice. Po prawie 2 miesiącach wróciliśmy szczęśliwi do domu ale też pełni obaw co dalej. Praktycznie nie było miesiąca żebyśmy nie musieli jechać do lekarza, na wyniki, ciągłe kontrole temperatury, rehabilitacja którą wykonywaliśmy w domu. Ciężko było i psychicznie i finansowo ale daliśmy radę. Wyniki się unormowały a białaczka się wycofała na szczęście. Wszystko zaczęło się układać. Oczywiście ciągle napotyka się przeszkody, ponieważ mając dziecko z Zespołem Downa nie jest łatwo, ale kochamy naszą córcię dla nas jest wyjątkowa. Teraz jest zwariowaną i zbuntowaną 13-latką, która ma swoje zdanie. Uparta i zarazem kochana. Czasami jak sobie pomyślę przez co przeszliśmy i jakie dramaty i przeciwności losu nas spotkały i nasze dziecko to jestem dumna z siebie, z mojego męża a przede wszystkim z naszej córki Wiktorii że jest taka jaka jest. Jeszcze dużo pracy przed nami i wiem że nie będzie łatwo ale wychodzę z założenie że chcieć to znaczy móc.
Nasza codzienność wygląda zupełnie normalnie. Wiki jeździ z nami wszędzie, place zabaw, zakupy, basen, zoo, góry, morze. Ostatnio frajdę sprawia jej jazda w off-roadzie prawdziwą terenówką . Dzielnie zasiada na miejscu pilota i dopinguje swojemu tacie i uwierzcie mi świetnie sobie radzi a ja mam okazję wszystko uwiecznić na zdjęciach i filmikach. Taka z nas zwariowana rodzinka 🙂